Dziesięć obrazów naturalnej wielkości

(fragment)

OSOBY

 

Pierwszy obraz

„Niewyraźna kobieta w średnim wieku, zużyta, bez wartości”

Apoteoza Dusz-Duszkiewicz

 

Drugi obraz

„Dwie obrzydliwe kobiety, rozmazanie i w złym stanie, bez wartości”

Dziewica Wirtualna

Konkubina

 

Trzeci obraz

„Dwie kobiety nieprzyjemne i mocno znoszony mężczyzna, bez wartości”

Marcin Żeglarz Peronowy

Straszna Matka

Wariatka

 

Czwarty obraz

„Kobieta i mężczyzna, wyblakli i z dużą ilością ubytków, bez wartości”

Niejaki Bigoski

Maria Kurwa Antonina

 

Piąty obraz

„Kobieta i mężczyzna, nadpleśnieli oboje, bez wartości”

Nauczycielka Geografii

Pianista przez kobiety Opętany

 

Szósty obraz

„Mężczyzna nieprzyjemnego wyglądu, zniszczony, bez wartości”

Kieszonkowiec

 

Siódmy obraz

„Dwaj mężczyźni nasuwający skojarzenia niemiłe, bez wartości”

Notoryczny Samobójca

Ogrodnik Zanurzony Całkowicie

 

Ósmy obraz

„Spłowiały mężczyzna w średnim wieku, bez wartości”

Niedokończony Artysta

 

Dziewiąty obraz

„Duża niebezpieczna kobieta, w stanie ostatecznym, bez wartości”

Helena z Przedmieścia

 

Dziesiąty obraz

„Dziesięć obrazów naturalnej wielkości, bez wartości”

Leon, Automatyczny Kontroler

 

oraz

Ariadna, Piękna Stróżka

Wyjątkowo Duże Szczury

 

 

Piwnice Instytucji. Zupełnie ciemno, wilgotno, kurz i pajęczyny. Gdzieś daleko nieustannie kapie woda, przestrzeń faluje od cichych szmerów i szelestów. Tu i ówdzie stoją obrazy, zapakowane w stare gazety, papier pakowy lub nakryte wymiętymi i brudnymi zasłonami. Jakieś paczki, skrzynie, szpargały. Na podłodze świstki papieru.

 

W ciemności zapala się ręczna latarkę i w jej świetle widać AUTOMATYCZNEGO KONTROLERA i ARIADNĘ, PIĘKNĄ STRÓŻKĘ. Ariadna ma w ręce pęk kluczy, jest piękna w istocie i pięknie się porusza. Automatyczny Kontroler trzyma latarkę, ubrany jest w rozpięty znoszony prochowiec z postawionym kołnierzem i wlokącym się z tyłu paskiem, okulary w grubej okrągłej czarnej oprawie i zwykły kapelusz, który zsunął na tył głowy. Z kieszeni wystaje mu plik wygniecionych i zatłuszczonych papierów. Kontroler nie porusza się.

 

ARIADNA, PIĘKNA STRÓŻKA: Tu.

Ariadna brzęczy pękiem kluczy. Na ten dźwięk Automatyczny Kontroler jakby zbudzony z letargu zaczyna się ruszać. Wówczas też kontrabas zaczyna grać przypadkowe lecz rytmiczne dźwięki. Od tego momentu aż do odpowiedniej chwili kontrabas będzie grał zawsze między piosenkami, trochę wolniej lub szybciej – odpowiednio do ruchów Kontrolera – nawet jeśli Kontroler nie będzie widoczny.

 

KONTROLER (przeświecając sobie latarką przegląda papiery i odczytuje opis postaci,  Ariadna wychodzi): Apoteoza Dusz-Duszkiewicz… Swoje oryginalne imię zawdzięcza nieposkromionej radości ojca, kancelisty magistratu, który na wieść o narodzinach długo oczekiwanego dziecka upił się po raz pierwszy w życiu. Apoteoza i tak miała szczęście, gdyż jej światły rodzic, studiując w wolnych chwilach rozmaite słowniki, almanachy i encyklopedie gustował w wielu dziwnych słowach, jak choćby „nyktofobia”, „imponderabilia” czy „entropia”. Ojciec Apoteozy zmarł zresztą kilka godzin później, gdyż wciąż pijany wypadł przez okno Referatu do spraw Urodzeń i Zgonów, skąd chciał obwieścić miastu i światu narodziny ukochanej córki. Apoteoza, czując się współwinna defenestracji ojca przez resztę życia poświęciła się spirytyzmowi. (zaczyna grać muzyka, zapala się spot, skierowany na środek zapakowanego w gazety obrazu; Kontroler kończąc opis chodzi ostrożnie po Magazynie i błyska latarką po kątach) Odtąd jej życie wypełniła ektoplazma i wirujące stoliki. Czasami, gdy idąc przez miasto bezwiednie zamyśliła się głęboko, można było zauważyć, że unosi się kilka centymetrów nad chodnikiem. Albo mi się zdawało…

 

Nagle gazetę – błonę między światem narysowanym a realnym – przebija głowa Apoteozy Dusz-Duszkiewicz. Apoteoza śpiewając zrywa gazety. Dla Kontrolera postaci z obrazów są nieruchome, więc nic nie widzi i robi swoje) Zarówno Apoteoza jak i następne postaci, które zjawią się w ramie mają silny „graficzny” makijaż. Charakteryzacja i kostium są czarno-białe, a wszystkie rekwizyty – dwuwymiarowe, narysowane białą kredką na czarnej tekturze. Wszystkie postaci z obrazów za wyjątkiem Wariatki mają „graficzną skazę” – wyraźną czarną kropkę na jednej z kości policzkowych.

 

APOTEOZA DUSZ-DUSZKIEWICZ:

Tu, na tej dłoni, wyszła mi żyła,

Nabrzmiała strasznie i nie wróciła,

A tak błękitna była jak rzeka,

Stoję wybałuszona i czekam.

Język jakiś obcy się zrobił,

Nie dowierzam już językowi,

I dziwna w płucach przygrywa nuta,

Z warkoczem, ale w podkutych butach.

Z ręką na pulsie, z okiem na wszystko

Stoję, drżąca jak listek.

Pode mną ziemia, do ziemi blisko,

Wyżej niebo przeczyste.

Tylko niech duszy mi nikt nie rusza,

Bo od szczeniaka się we mnie wzrusza,

Ciężka i tłusta, skrzydeł jej trzeba,

Bo nie doskoczy głupia do nieba.

Skrzydła miewają Wszyscy Anieli,

Jakby jednego sobie ustrzelić,

Podług mojego wzrostu i tuszy,

Lżej by na pewno było na duszy.

Z palcem na spuście, w wielkim bezruchu

Między anteną a niebem

Pośrodku nocy ciężkiej od puchu

Czekam, czekam na ciebie

Aniele Boży, stróżu mój…

Ty zawsze przy mnie stój…

 

Gdy słowa piosenki Apoteozy kończą się, Kontroler podchodzi do obrazu. Wówczas Apoteoza nieruchomieje, a światło w ramie przygasa. Kontroler spogląda chwilę na obraz świecąc latarką beznamiętnie i wycenia go.

 

KONTROLER: Niewyraźna kobieta w średnim wieku, zużyta, bez wartości.

Skreśla obraz z listy, wówczas światło obrazu gaśnie. Apoteoza znika, a Kontroler przytacza kolejny opis, krążąc dalej po Magazynie. Podnosi kartki, niektóre zatrzymuje, inne mnie w dłoni i rzuca.

KONTROLER: Dziewica Wirtualna… na dodatek zakochana nieszczęśliwie, hojnie wyposażona przez naturę w skoliozę piersiową, nieświeżą cerę i namiętność Katarzyny I, inteligentna do przesady. Przeprowadza nieustanne eksperymenty kulinarne przyrządzając potrawy, którym nadaje dziwaczne nazwy, jak „skumbria spolegliwa na głucho po zmroku znienacka„, „straszny sos polimorficzny” lub: „tak, to jest mięso”. (światło obrazu zapala się, zaczyna brzmieć muzyka. W ramie stoi Dziewica Wirtualna) Nie zjada ich jednak, lecz wieczorem wrzuca ukradkiem do podmiejskiej rzeki. Sama żywi się biszkoptami i wodą destylowaną. Posiada tytuł doktorski, ale zapytana o specjalność naukową, patrzy z nagłą nienawiścią i milczy długo. Miała kiedyś psa, ale jak się łatwo domyślić – już go nie ma.

 

Dziewica Wirtualna śpiewając nieśmiało zrywa niewielki kawałek gazety. Kontroler w trakcie piosenki chodzi dalej, przeszukując Magazyn. Jego ruchy momentami są automatyczne, jakby się zacinał. Nie udaje jednak automatu – raczej udaje, że nim nie jest.

 

DZIEWICA WIRTUALNA:

Zamieszkajmy, najmilszy,

Na gałązce wierzbowej,

Stąd tak blisko do nieba,

I powietrze jest zdrowe.

Zamieszkajmy, najmilszy,

Na tej wierzbie garbatej,

Bo i widok przepiękny,

I niewielki wydatek.

U stóp wierzby zalśni strumień,

Albo, nie daj Boże, bagna…

Wiem, że trudno żyć na bagnach,

Więc ci na fujarce zagram.

Zimą będzie jeszcze gorzej,

Zimą zimno nam być może,

Więc ci z witek czapkę utkam,

A ty wytniesz mi kogutka…

Zamieszkajmy, najmilszy,

Zanim dotli się lato,

Póki miejsce jest jeszcze,

Na tej wierzbie garbatej.

Bo i widok przepiękny,

Gdy mgła łąki odsłania,

I do nieba jest blisko…

I nie mamy mieszkania.

Piosenka Dziewicy zbliża się do końca, a Kontroler, gdy tylko skończą się słowa, już zaczyna opis kolejnej postaci, gdyż piosenki i opisy nakładają się na siebie. Gdy Kontroler zaczyna mówić światło obrazu przygasa,ale nie gaśnie, a Dziewica Wirtualna pozostaje w ramie znieruchomiała. Kontroler chodzi po Magazynie, wyciąga z kieszeni obrzydliwą kanapkę i je ją z obrzydzeniem, znika na chwilę w kulisie i zaraz pojawia się znowu.

 

KONTROLER: Konkubina… Miejscowa Konkubina w ciąży urojonej – kochanka wszystkich i kobieta niczyja, o gorących udach i wielkich zimnych stopach, która żyje po to, aby umrzeć, pali namiętnie i pije bezwiednie, czytuje Remarque’a i lubi gęstą zupę pomidorową z ryżem. Zauważyła niedawno, że posiada niezwykła lekkość rysowania wszystkiego, co przyjdzie jej do głowy lub znajdzie się w zasięgu wzroku. Dzięki temu przy pomocy trzech kredek do makijażu po raz kolejny odkryła dla świata technikę dessin á trois crayons, portretując swojego kochanka (światło obrazu rozjaśnia się, płynie muzyka; w ramę wchodzi Konkubina i staje za Dziewicą Wirtualną), który nieświadomy niczego spał na dywanie pod kaloryferem, przykryty różowym włóczkowym obrusem. Być może studium kochanka było arcydziełem, ale nie można tego stwierdzić, gdyż rysunek spłonął kilka dni później, razem z samym kochankiem, obrusem i całym mieszkaniem.

Konkubina śpiewając wykorzystuje Dziewicę Wirtualną jako rekwizyt i odrywa kawałek gazety.

 

KONKUBINA:

Gdy spotka panią pan

I gdy zostanie na noc

Odmienny wkrótce stan

Zaskoczyć może panią

Wynajmą więc pokoik

(O ile będą w stanie)

I będą radzić sobie

Ta pani z owym panem

Błogo, błogo, błogosławiony

Błogosławiony z każdej strony

Błogo, błogo, błogosławiony

Błogosławiony stan

Lecz w atmosferze wzruszeń

Ciał wymienionych dwóch

Natura pani brzuszek

W przestronny zmieni brzuch

I z racji eskalacji

Fizjologicznych zmian

– W mieszkaniu coraz ciaśniej!

Ze zgrozą szepnie pan

Błogo, błogo, błogosławiony…

Odwieczna płci różnica

Brzemienna bywa w skutki

Bo pani wciąż przybywa

Pokoik zaś – malutki

Więc rzadko się ostatnio

Widuje pani z panem

Pan mieszka na balkonie

W dość opłakanym stanie

Błogo, błogo, błogosławiony…

Tak bywa, gdy autora

Przerośnie dzieło własne

Szczególnie dzieło wielkie

W mieszkaniu nazbyt ciasnym

Lecz niech już tak zostanie

niech tak zostanie, przecież

Natura wie co robi

My tylko róbmy dzieci

Błogo, błogo, błogosławiony…

 

Kontroler błądzi po Magazynie, czasem przystaje, wciąż z obrzydliwą kanapką w dłoni. Gdy piosenka zbliża się do końca Kontroler wraca do ramy. Muzyka jeszcze brzmi, ale postaci nieruchomieją na widok Kontrolera, światło przygasa. Widząc kolejny obraz, Kontroler wycenia go.

KONTROLER: Dwie obrzydliwe kobiety, rozmazanie i w złym stanie, bez wartości.

Skreśla obraz, światło obrazu gaśnie zupełnie, Dziewica i Konkubina znikają. Kontroler odchodzi na bok i zajęty papierami rzuca na ziemię obrzydliwą kanapkę. Przedstawia opis następnej postaci.

KONTROLER: Marcin, Żeglarz Peronowy… Posiadał wózek, laskę i psa. Laska była zrobiona z metalowej nogi szpitalnego łóżka, wózek był dalekim wspomnieniem dziecinnej spacerówki, a pies był prawdziwy. Było to cholerne, pieprzone bydlę, które gryzło z nagła, bez jednego dźwięku i widocznego powodu. Pies nie bał się niczego poza laską, a Marcin bał się wszystkich, łącznie z psem. Ulubionym miejscem Marcina, zwłaszcza latem, były podmiejskie dworce. Rozpościerał swój całoroczny ortalionowy płaszcz na przechylonej dworcowej ławce, kładł się w samym środku ciepłej nocy twarzą do nieba i odpływał razem z peronem. (zaczyna grać muzyka i zapala się światło obrazu, ukazując postać Marcina, Żeglarza Peronowego, stojącego w ramie) Marcin znał się także na żaglowcach, takielunku i wiedział co to jest loksodroma, więc wśród innych kloszardów nazywany był Żeglarzem. W rzeczywistości był architektem, nienawidził morza, Franka Lloyd’a Wright’a i śmiertelnie bał się szpitali.

(…)