Przerwa w podróży

(fragment)

OSOBY

 

MŁODY

mężczyzna w wieku ok. 20 lat.

 

KIEROWNIK

mężczyzna w wieku ok. 35 lat.

 

WUJEK

mężczyzna w wieku ok. 50 lat.

 

PANI KOBIETA

jedna postać inscenizowana przez trzy kobiety w wieku ok. 20, 35 i 50 lat.

 

 

1.

Trzy niewyraźne sylwetki mężczyzn.

KIEROWNIK: …możemy też założyć, że został wzięty z samego środka lipca, gdy jechał pustym autobusem, aby wysiąść na ostatnim przystanku i przejść się w letnim mroku. Powiedzmy, że te bezcelowe przejażdżki były jednym z jego sposobów na swobodne myśli, więc tracił majątek na bilety. Przeważnie jednak efektem jego przemyśleń była panoramiczna i gotowa na wszystko kobieta, która leżała pod nim pulsująca i nienasycona.

MŁODY: Można też przyjąć, że ukradł kiedyś swojej dalekiej ciotce z zagranicy pozłacaną zapalniczkę. Była to bardzo piękna zapalniczka, więc szybko ją zgubił.

WUJEK: Przecież mógłby ją dobrze sprzedać.

MŁODY: Nie, nie, niech ją zgubi.

WUJEK: No, to niech zgubi. A ta kobieta – brunetka czy blondynka?

KIEROWNIK: Obojętnie. Może nie zgubi.

MŁODY: A dlaczego Wszelki Przypadek Błogosławiony nie mógłby wziąć go zza stołu w tak zwanym Dużym Pokoju? Pomieszczenie to miało zaledwie około ośmiu metrów kwadratowych, ale on potrafił powiększać je do dowolnych rozmiarów poprzez zwykłe przymknięcie powiek. Ten prosty zabieg pozwalał przy okazji pozbyć się zbędnych ludzi.

WUJEK: Niestety – gdy otwierał oczy, wracali jak gdyby nigdy nic i co gorsza wciąż było ich więcej. Niektórzy z nich twierdzili, że on ma oczy zielone, inni – że niebieskie.

KIEROWNIK: On sam twierdził, że jego Duży Pokój ma dziewięć metrów kwadratowych.

WUJEK: Często łuskał pestki z dyni i czekał z niecierpliwością na własną śmierć, obiecując sobie po niej wiele niezwykłych doznań.

MŁODY: Był poetą i skurwysynem.

WUJEK: A gdyby został wzięty we śnie? Jego sny wychodziły chyba spod jednej ręki, bo często się powtarzały. Uczciwie należy jednak dodać, że zawsze różniły się szczegółami. Były to sny o walącym się domu, w którym on siedzi na wielkim drewnianym krześle i, nie mogąc nawet ruszyć palcem, patrzy na sufit pękający mu nad głową. Inne zaczynały się w ciemnym korytarzu, który biegł na przestrzał przez długi i niski budynek, rozgałęział się na boki w małe cuchnące pokoje pełne brudnych kobiet, chorych dzieci, umarłych sprzętów i nie kończył się nigdy, choćby biec nim przez całą noc.

KIEROWNIK: Ten budynek w okolicy nazywano Środkowym Barakiem.

MŁODY: Były to sny nieprzyjemne, ponieważ niewiele różniły się od rzeczywistości.

KIEROWNIK: Tym razem jednak, co zdarzało się mniej więcej raz do roku, mógł to być sen przyjemny i bezbolesny. W owym śnie stwierdzi, że potrafi wzbić się w powietrze, więc rozłożywszy ręce po lekkim rozbiegu okrąży bezgłośnym lotem czerwony dach domu swojego sąsiada.

WUJEK: Sąsiad był emerytowanym kapitanem żeglugi wielkiej, z niechęcią palił stare kubańskie cygara. Miał małego obrzydliwego pudla koloru soli ze zwietrzałym pieprzem.

MŁODY: Obaj umarli dwa lata później.

KIEROWNIK: Pierwszy umarł kapitan.

WUJEK: Niech będzie.

 

 

2.

Noc, odludzie. Wrak samochodu osobowego nieokreślonej marki, przerdzewiały i porośnięty trawą. Z wraku wychodzą MŁODY i KIEROWNIK.

KIEROWNIK: Co się stało?

MŁODY: Chyba przestaliśmy jechać. Stoimy.

KIEROWNIK: No właśnie. I robi się chłodno.

MŁODY: Cisza. Dawno już nie słyszałem takiej ciszy. I mgła się ściele.

KIEROWNIK: Ale dlaczego?

MŁODY: Może w pobliżu są łąki? Albo bagna.

KIEROWNIK: Dlaczego stoimy! Może zepsuł się dyferencjał? Niech pan sprawdzi.

MŁODY: Ja mam sprawdzić?

KIEROWNIK: No, niech pan zajrzy pod maskę. Trzeba działać. Maska jest z przodu.

MŁODY: Przecież wiem.

KIEROWNIK: Maski zawsze są z przodu. Niech pan nigdy nie daje się zwieść pozorom.

MŁODY: Dobra, dobra. Który to dyferencjał?

KIEROWNIK: Skąd mam wiedzieć! Może ten?

MŁODY: Nie, chyba nie. Jakiś… mało okrągły.

KIEROWNIK: Tak, mało sferyczny. A to? Może wystarczy dokręcić. Niech pan coś zrobi, przecież szkoda czasu. Czas jest ważny!

MŁODY: To niech pan biegnie.

KIEROWNIK: Co? Dokąd mam biec?

MŁODY: O, tam, na przykład. Wszystko jedno – czas nas otacza z wszystkich stron.

KIEROWNIK: No, no, tylko bez takich żartów. Niech pan sobie nie pozwala za dużo.

MŁODY: Ja właśnie nie pozwalam sobie, żeby ktoś mi mówił co mam robić. Sam wiem.

KIEROWNIK: To niech pan zrobi w końcu cokolwiek, zamiast pyskować, do diabła. Coś pan taki drażliwy? No i co z tą awarią?

MŁODY: Daj pan spokój – przecież to kupa złomu. To i tak cud, że dojechaliśmy aż tutaj.

KIEROWNIK: Ale dlaczego tutaj, przecież tutaj nic nie ma.

 

3.

Ci sami.  Z wraku samochodu wychodzi WUJEK.

WUJEK: Coś się stało? Chyba spałem.

KIEROWNIK: Przestaliśmy jechać. To chyba jakaś awaria, rozumie pan. A wokół całkiem pusto. Musimy coś zrobić.

MŁODY: Ten pan sądzi, że zepsuł się dyferencjał i ma mało czasu. A mgła się ściele coraz śmielej.

WUJEK: Dyferencjał? A cóż to takiego?

KIEROWNIK: Może… to? Niech pan zobaczy.

WUJEK: Nie, chyba nie. Jakiś taki… mało kanciasty.

KIEROWNIK: Zbyt sferyczny?

WUJEK: Tak, chyba tak.

KIEROWNIK: Tak właśnie mówiłem. Jego sferyczność nie jest dyferencjalna. A tutaj, proszę sprawdzić tutaj.

WUJEK: Nie, nie znam się na tym. Straszna tu wilgoć.

KIEROWNIK: A gdyby tak popchnąć? Popchniemy i może zaskoczy.

MŁODY: Żeby tylko nas nie zaskoczyło.

KIEROWNIK: No, dalej. Niech panowie popchną. Pan młodszy z prawej, pan z lewej. Tędy popchniemy, tu jest ścieżka, będę pokazywał.

WUJEK: Na pewno się zmęczymy. Ja już się zmęczyłem, a tylko pomyślałem o pchaniu.

MŁODY: Daj pan spokój – przecież to kupa złomu.

WUJEK: To i tak cud, że dojechaliśmy aż tutaj.

KIEROWNIK: Ale dlaczego tutaj, przecież tutaj nic nie ma. Tylko jakieś bagna czy łąki!

WUJEK: Bagna? Chyba słyszę żaby.

KIEROWNIK: Ja nic nie słyszę. A pan? Pan coś słyszy?

MŁODY: Słyszę ciszę.

WUJEK: Żaby, tysiące żab.

MŁODY: Może to z głodu? Zjadłbym coś.

KIEROWNIK: Wobec tego poczekamy. Ja usiądę tutaj, a panowie tam, na kamieniach. Niech każdy nasłuchuje w swoim kierunku. Jeśli coś usłyszycie, natychmiast dajcie mi znać.

MŁODY: Tak jest, kierowniku. A może jeszcze jakieś życzenia? Może naskubać trawy, będzie wygodniej?

KIEROWNIK: Nie, dziękuję.

WUJEK: Po co się denerwować. Usiądźmy lepiej, poczekajmy

KIEROWNIK: Trzeba było nie wsiadać.

MŁODY: Nikt mnie nie pytał o zdanie.

WUJEK: Przyjemnie było tak jechać, przed siebie. Wydaje mi się, że to już było tak dawno.

KIEROWNIK: Niech pan, przestanie, przyjdzie jeszcze czas na wspomnienia. Na razie jeszcze jesteśmy w podróży.

MŁODY: A jeśli nie przyjdzie?

WUJEK: Na wszystko przychodzi czas. Na pana też przyjdzie. Lepiej poczekać na rozwój wypadków.

KIEROWNIK: Na mnie też przyjdzie czas?

MŁODY: Na pana może nie przyjść, jeśli jest pan ponadczasowy.

KIEROWNIK: Może i jestem. Gdy miałem pięć lat, umiałem już płynnie czytać nagłówki gazet. I ogłoszenia.

WUJEK: A nekrologi? Robi się chłodno.

MŁODY: Nekrologi czytał mój ojciec, zawsze przy śniadaniu. Kiedyś w jednym z nich zobaczył nazwisko kolegi z dzieciństwa. Tak się tym przejął, że umarł.

WUJEK: Przyszedł na niego czas.

KIEROWNIK: Co było na śniadanie?

MŁODY: Był porywisty i ciepły wiatr, rozmazywał obrzydliwie chmury cienką warstwą na niebie, po niebieskiej serwecie rozłożonej na kuchennym stole spacerowała mucha, nietutejsza, nie widziałem jej nigdy przedtem, ulicą przechodził wysoki szczupły, ale garbaty mężczyzna, żwir chrzęścił pod podeszwami jego czarnych butów, zatrzymał się, rzucił oburącz duży niedopałek, bardzo duży niedopałek, tuż pod ogrodzenie naszego domu, poszedł dalej, po chwili poczułem niemal nieuchwytny zapach dymu, wieczorem odnalazłem to miejsce, ale niedopałka już tam nie było, to był duży niedopałek, pewnie ktoś go zabrał.

KIEROWNIK: Jak na śniadanie – mało witamin. Świętej pamięci ojciec pana zapewne był na diecie.

WUJEK: Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie. O, a ja już chyba odpocząłem, tylko pomyślałem o odpoczywaniu i już odpocząłem.

(…)