Xavier wychodzi
muz. Bartek Woźniak, wyk. Paulina Kinaszewska
Tłum przed bramą prezentował się z fasonem,
Czarne fraki rozpalały biel koronek,
Kieszonkowcy w atłasowych rękawiczkach,
Drżał poranek i pogoda była śliczna.
Na trawniku, po kolana w kroplach rosy,
Chór kurewek ćwiczył kanon na trzy głosy,
Wiatr unosił ponad dachy głosów szmer,
Wszak za chwilę miał pojawić się Xavier!
Kiedy w końcu miał Xavier
Wyjść po ośmiu długich latach,
Całe miasto tonęło w kwiatach,
I choć drań był z niego zimny
Aż do szpiku kości zły,
Wszyscy mieli w oczach słodkie łzy!
Zaciskając ciemną różę w chłodnej ręce,
Przeciskałam się do przodu coraz prędzej,
A tłum gęstniał i rozlewał się po placu,
Przepychali się złodzieje i tajniacy,
Na dzwonnicy, z jasną twarzą, całkiem bosy,
Stał morderca o niebieskosiwych włosach,
Przecież każdy chciał zobaczyć jak Xavier
Znowu ujmie podziemnego świata ster!
Kiedy w końcu miał Xavier
Wyjść po ośmiu długich latach,
Całe miasto tonęło w kwiatach,
I choć drań był z niego zimny
Aż do szpiku kości zły,
Wszyscy mieli w oczach słodkie łzy!
Rozchyliły się stalowe skrzydła bramy,
I z radości zapłakały burdel-mamy,
Włamywacze poruszyli się wzruszeni,
Gdy Xavier stanął dumnie przed więzieniem.
Zaraz dojrzał mnie stojącą w pierwszym rzędzie,
Ruszył z miejsca, by w objęcia wziąć czym prędzej,
Popatrzyłam mu z uśmiechem prosto w twarz
I strzeliłam,
Cztery razy…
Raz po raz!
Kiedy w końcu miał Xavier
Wyjść po ośmiu długich latach,
Całe miasto tonęło w kwiatach,
I choć drań był z niego zimny
Aż do szpiku kości zły,
Wszyscy mieli w oczach słodkie łzy…
–––